niedziela, 4 maja 2014

Tarcza + praca nad sobą

Pierwszy raz podjęłam się czegoś, czego nigdy w zasadzie nie robiłam. Szycie mam już ogarnięte od baaardzo dawna, jednak malowanie to inna bajka. Fakt - chodziłam na lekcje rysunku z myślą o architekturze, którą w końcu i tak szlag trafił, ale jednak malowanie pędzlami to dla mnie nowość. Przyznaję jednak, że zakochałam się w tym dziadostwie po uszy :) I tak postanowiłam profesjonalnie zająć się malowaniem tarcz. Oto pierwsze efekty :)



Podstawa - szkic, w zasadzie chyba najłatwiejszy ;)

Malowanie, próba pierwsza - materiał nie jest idealną strukturą, jednak jak się popieści, to można ładnie i równo nadziabać ;)




Najgorsze prawie za mną, czyli idealnie proste czarne linie - oj, ale się nadenerwowałam, ale dało radę. Po kilku nieudanych próbach doszłam w końcu do tego, jak łatwo i przyjemnie można owe linie zrobić ;)











I zakończenie, czyli impregnacja białkiem z kurzego jaja - utwardza, daje lekki naturalny połysk, poza tym jest idealnie historycznym impregnatem :)




A tak oto prezentuje się ze swoim właścicielem ;)





         Tarcza gotowa, miliony ciuszków do szycia przede mną, bo sezon tuż tuż i jak to zwykle bywa w tym okresie zamówień masa. Mimo braku czasu i energii nie poddaję się i powoli realizuję swoje ambitne plany. Od bardzo dawna szykowałam się do tego, by w końcu wyglądać jak należy - niestety prawdą jest, że szewc w dziurawych butach chodzi. Nareszcie jednak postanowiłam obszyć się od góry do dołu na 100%, choćby nie wiem co! Suknia spodnia dawno skończona, suknia wierzchnia w końcu też!! Mamy piękną opaskę z krajeczki z nabijkami i w końcu dobrze skrojoną chustę z podwijką. Niedługo zdjęcia, czekam na fajna pogodę ;) Kolejny projekt przede mną, czyli czepek św. Brygidy. Tegoroczny nowy trend ;) Przyznaję, że robi mi się go wyjątkowo przyjemnie :) W planie są dwa - biały do chusty i drugi naturalny do prac obozowych. Kolejne rzeczy do wykonania - przeszywanica dla mojego narzeczonego :) poszewki na poduchę i dwie poduchy z pierzem, które leży w kartonie i czeka już od dwóch lat na to, abym w końcu je wykorzystała ;)


10 komentarzy:

  1. Chciałabym zobaczyć tę tarczę za 2 miesiące ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż się boję, znając Olczaka :D

      Usuń
    2. Dobrze, że zdążyłaś ją obfotografować :D

      Usuń
  2. Do zalakierowania tarcz polecam Ci szelak. Jest to naturalny lakier, używany również w średniowieczu, dostępny w sklepach dla plastyków (wybrała bym przeźroczysty, bo do wyboru będziesz mieć także rubinowy i beżowy) do tego spirytus. Białko kurze w wilgotnym środowisku (po paru nocach w terenie, deszczu) może spleśnieć, spulchnieć i odpadać. Nakłada się go tak jak werniks z pędzla. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki serdeczne za radę. Co do białka jednak nie do końca się zgodzę. Dostałam radę od kumpla, który już długi czas maluje białkiem wszystko co robi i nie zdarzyło mu się, żeby coś spleśniało. Jednakże zapoznam się z tematem lakieru, który zwie się jak piszesz "szelak", bo to na pewno będzie też przyjemniejsze niż malowanie jajem ;) dzięki :*

      Usuń
  3. Ja maluję moją kolejną tarczę z rzędu (tak, dla swojego Rycerza) i chyba pierwsza jest najgorsza, a później to relaks ;-) czekam na efekty szycia i sukni, i czepka ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sukienka jest już gotowa, tylko pogody brak i nie mam jak fajnych fotek porobić ;) Może cyknę na manekinie. A czepek już tylko do wykończenia, także efekty niedługo ;)

      Usuń
  4. Białko kurze stosuje się to utrwalania ikon, i o ile pamiętam z zajęć z technologii malarskiej, to jak raz zastygnie powinno być nierozpuszczalne w wodzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też mi się tak wydaje. Mój kumpel od lat stosuje i nie narzeka ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze wiedzieć, następnym razem spróbuję użyć białka. Przynajmniej nie będzie się marnować, bo czasem zostaje z gotowania ;D

    OdpowiedzUsuń